17.04.2012 20:46
Od czego zaczynać?!
Początek
Komar, bite 49 ccm, koników hmm… nie wiem ile miał, ale jak na mój ówczesny wiek temperament sprzętu porównywałem z samolotem odrzutowym krzycząc w domu, co chwile remmmemmmmmmm ! :D Tak to był mój pierwszy motocykl a w gwoli ścisłości motorower. Dostałem go w wieku 11 lat i wierzcie mi, że było warto. Wychuchany, obklejony oryginalnymi naklejkami, silnik umyty, czyściutki bez wycieków, wszystko, co można było wypolerować błyszczało. Zawdzięczam mu baaaardzo dużą wprawę w podróżowaniu na krótką metę(wręcz bardzo krótką) jak i obycia z czymś, co jedzie bez mojego mięśniowego wkładu! Pierwszy gang uliczny, który utworzyliśmy wraz z dwójką moich koleżków zza płotu również z udziałem Komara. Nie ma się, co śmiać wraz z Simsonem i Jawką ... istna namiastka klubu z nr 81. Tak, odpowiadam Wam na pytanie, a mianowicie wzięło się to z opowiadań starych Riderów z mojej rodziny, czytania książek, oglądania filmów kilka lat starszych niż ja. Wsłuchany w muzyczną lekturę i zapamiętana każda nuta ze szlagierów, jakimi są „Born to Be Wild” czy „Highway to Hell”, bo nie sposób wymieniać tutaj wszystkie piękne piosenki, chyba większość z nas tak zaczynała, prawda? Komar dał mi bardzo dużo przede wszystkim dolewając oleju do paliwa na „oko”, dolewałem go sobie też do głowy. Stan, co prawda uzupełnia się do końca życia, ale mam go zdecydowanie więcej niż przed pamiętnym latem 2000 roku.
TZR 125 R
Ten motocykl dodał mi kilka pkt. do lansu nie zaprzeczam. Polatało się troszkę po mieście, wśród dziewczyn, którym zamiast pozdrowień puszczało się całusy z rękawicy obserwując ich piękne uśmiechy i białe ząbki :D Jak to mówi mój wieloletni przyjaciel : „10 pkt. dla Gryfindoru”. Dzięki niemu również wskoczyłem na kolejny level motocyklowych zmagań. Kilka razy utarł mi nosa, oj utarł, ale… no, co zrobić-trzeba :D Każdy prędzej czy później dostanie rózgą oby się to tylko odbyło przy małej prędkości i z niewielkimi obrażeniami. Nie żyjemy w arkadii i marne są szanse, że ktoś wyjdzie zupełnie bez szwanku. Tą opcję można, więc raczej wykluczyć, ale dla oburzonych powtarzam „raczej”.
Pozbywanie się mojego kochanego małego sporta też nie było takie proste. Emocjonalnie bardzo to przeżyłem ;/. Pomyślcie - polakierowany, wypolerowany, startujący od jednego cyknięcia a tutaj … no właśnie. Blaszak , biały, ojciec z synem, iii? Biorą! Syn się nawet nie przejechał, ja wykonałem ostatnią rundę w takim stanie, bo chyba po tym wszystkim mogło być tylko gorzej. Łezka się w oku zakręciła, gdy ojciec zostawił syna na pace samopas. Co lepsze po moim pytaniu :
- A jakieś pasy? Nie przypina go Pan?
Otrzymałem konkretną odpowiedź, i już wiedziałem, że ta łza nie była z sentymentu, ale z rozpaczy.
-Po, co panie! Przecież my tylko 30 km jedziemy. Syn se usiądzie na nim, zaciśnie hamulce i się nie ruszy. On nim tylko po polach bydzie jeździł…
Każdy ma, więc inną wizję „sportu”, ja bym na pola kupił raczej crossa…
Mam tylko nadzieję, że syn jest cały a ojciec, że dobrze zamknął drzwi na pace.
Podsumowując
Zachwalam swój sposób wychowania motocyklowego. Może jak dla niektórych zbyt długi, bo wiem, wiem tyyyyllleeee lat z prędkością, którą swobodnie rozwija szalony kolarz, pierdzikółkiem, który robi więcej hałasu niż jest z tego pożytku. Dziś panuje zasada – pierwszy motocykl? Przecież to musi być sześćseta! mniejszymi jeżdżą fajtłapy. Sam znam takie przypadki i koledzy pozaliczali już kilka dzwonów, ale nadal stoją przy swoim. Ciekawe ile tak trzeba się razy położyć żeby zmądrzeć, jeśli się leserowało w maluchach? Przez około 2 lata latałem to na 600, trochę na 750 a sam kupiłem litra. Nie miałem swojej 3 bazy z trzema cyframi, ale wprawę złapałem. Litr, który teraz gości w garażu ma pazur, którym haczy mnie, co jakiś czas bardzo boleśnie, psychicznie.
Komentarze : 5
całe życie na to czekałam, w końcu się możesz uzewnętrzniać! Dzięki Maciek, spełniłeś moje marzenia!
Do wszystkiego powinno dochodzić się małymi krokami. Pamiętam jak by to było wczoraj gdy przesiadłem się z Ogara na MZ ETZ 250. Gdy podczas jazdy próbnej przed zakupem osiągnąłem niesamowite 90 km/h i nie była to jeszcze maksymalna prędkość. Nigdy wcześniej nie jechałem szybciej niż Ogarek pozwalał. Była to dla mnie prędkość kosmiczna a doznanie równe orgazmowi :)
Przepisy które teraz wchodzą w życie troszkę to powinny ukierunkować . Wiadomo zawsze znajdą się ludzie którym to nie będzie pasiło latanie na mneijszych pojemnościach, co zrobić. Ja nie musiałem przechodzić tej drogi z musu i się cieszę...ale samemu wykonałem prawie do końca ten sam plan (powtórzę się - bez przymusu) ,na chwilę obecną z dobrym skutkiem.
Heh, ja też zaczynam małymi krokami. Na razie Chart, a jak zrobię prawko to chyba będzie ETZ250, bo bardzo mi się podoba, a potem się zobaczy :-)
"Panie, 600-tka, albo nie ma w ogóle po co moto kupować, bo przecież takie pińcety, to nie chcą w ogóle jechać..."
Archiwum
Kategorie
- Mechanika (1)
- Na wesoło (656)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Ogólne (2)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)